"The Bliss of Mrs. Blossom" częstuje kwiecistością barw, bajkowością strojów i rzeczywistością przeplecioną onirycznymi obrazami ze świata wyobraźni. Sama historia jest dosć głupiutka i smieszna, ale nie pozbawiona uroku. Film tchnie z całych sił duchem lat 60., i choć momentami trąci myszką i męczy mnogością ozdobników, jest niezwykle sympatyczny i przyjemny w swym absurdzie. Dodatkowymi smaczkami są epizody Johna Cleese i Patricii Routledge.
ps. W opisie na fb jak zwykle widnieje błąd i spoiler (ale to już chyba norma). Pani Blossom nie proponuje panu Tuttle aby zamieszkał na strychu. Mężczyzna sam się na nim zadamaia, po tym jak pani Blossom postanawia podarować mu z niego łóżko.